Z Milczenia Drzew Wyrwani doznają zadraśnięcia

Rozległo się skrzypienie. Niekoniecznie jednostajne, raczej jedno i ustało.
I po czasie powtórność.
I tak cztery razy.
W zwyczajności chodu, przemierzania szlaku od A do B.Od 1 do 2. Od do. 
Nic wybornego. Skrzypienie jako opór przed upadkiem. Powaleniem się. Ale wcześniej łamaniem, ukazywaniem łyka, wewnętrznych mięśni, tkanek. Odśrodkowe trachnięcie naderwanej tkanki.
Oto zerwanie tego co stałe, choć mimochodem, prawie niewidocznie. Niemalże do przeoczenia.
A były tego zapowiedzi. Jakiś chichot gdzieś nad koroną drzew. Wiatr inny, nieznany.
Zderzenie się kamieni nagle popchniętych przez kogoś nieuważnie. Kreska- gałązka na wodę zrzucona bez sensu. Zaburzona krągłość.
Już rozpoczyna się taniec mszyc i bieg korników zgłodniałych powolny. I ten kokon wiszący tam tak długo właśnie się otworzył.
 Lęk przed upadkiem. I drzew i liści i chmur i tej larwy co spadnie jeszcze tej nocy. Jeszcze tylko jeden podmuch pod kątem i wszystko się zacznie. I wszystko się zadraśnie i zostanie na nowo. I otworzy się na nowo to co się dzieje tylko wtedy właśnie. 


Komentarze

Popularne posty