Z Milczenia Drzew Wyrwani czują pierwszy raz

[zdjęcie autorstwa artystki: fotografka Rose-Lynn Fisher]


Dotknij i nie puszczaj, zatrzymaj w głowie tę lawinę, poskromicielkę prawdziwego życia zgodnego z naturą. Wyzbądź się nóg, oczu, palców, stóp. Przyjdź do mnie z palcami, ale tylko w uszach. Z nogami, ale gotowymi opleść to, co stanie Ci na drodze, stopy swoje nie przygotowuj do ucieczki, zakop je w ziemi, wsuń je w nią i tkwijmytak. Tkwijmy tak w splątaniu. Zrób ze mną te swoje dziwne kółka i nie myśl o tym,rób je szybciej i dziczej, i z dala od głowy trzymaj swoje ręce i nogi. Utnij się ze sznuro- imadła. Wyrwij się z tego  i skocz, skocz głęboko , tak jakby na niczym nie musiało Ci zależeć, jakbyś spłonęła w ogniu, albo obrana była z wody, ze wszystkiego, okradziona przez huragan. Stan i pójdź tam, gdzie wiesz,że musisz iść. Musisz mimo, że nie masz pewności, nie masz planu. Idź i nie odpędzaj lęku,nie pocieszaj w sobie przerażenia, nie odpowiadaj na rozpoznane na drodze znaki, milcz o nich. Niech obojętność poprowadzi je wszystkie tam , gdzie Ty iść już nie musisz, niech idą swoją drogą rozsądku, znajomą trasą. Wejdź tam gdzie prowadzi Cię bicie pod sklepieniem żeber, które znasz, a które dotąd karałaś. Wejdź za nim, idź tam gdzie prowadzi Cię lęk i podniecenie. Idź tak, jak idzie wędrowiec, któremu na niczym nie zależy, który za kamień może przyjąć posłanie i jeść z tego ,co nazywają odpadami (mimo , że mają jeszcze zapach ręki, która wykładała je na pozłacane misy i z nich zgarniała do kubła, nad którym się nachylasz, którym inni gardzą). Podnieś do ust wszystko to,co Cię przynagla,by doświadczać. Wystawiaj język, by patrzeć, nos, by dotykać, oczy, by zanużyć się w samą głębie ciemności, która silniejsza jest niż one. I w tej ciemności się syć, i w tej ciemności odzyskaj wszystko to, co sama sobie skradłaś, odebrałaś, oddałaś i zostawiłaś bez żalu i w pośpiechu, bo tam, bo coś, bo  trzeba. 
Wejdź w sam środek tego labiryntu, zagub się i poczuj czym jest czas, czym są dzień i noc. Świtanie czy zorza, albo  zmierzch,  z którym bez pychy dzieli się wieczór i noc. Niech nie uwiera Cię myśl wytresowana, rozpasana, pełna wielorakich pojęć gotowych do użycia i rozpoznania. Twoja wyszlifowana czujność, giętka umiejętność podnoszenia na szyję i jeszcze wyżej- do głowy każdego słowa, definicji, niech Cię opuści, niech Cię zostawi, uwolni. Zostań tak jak stoisz, z trawą między palcami dużym i tym obok niego. Niech każda kość w Twojej stopie broni się sama, niech ratuje sens bycia, istnienia, w innym przypadku odetnij kawałek po kawałku. Zalep swoje oczy błotem, wcześniej mieszając piasek ze swoją śliną i  potem. One także muszą obronić swojej obecności. Idź w kierunku jaki wskaże Ci rozedrgane Twoje bicie i nie powstrzymuj lawiny szlochu, który musi nadejść i nadejdzie. Poczujesz, że zbliża się po rozciągających się kącikach warg, po policzkach uciekających w kierunku uszu,po  gwałtownym tańcu rąk, łapiących kawałki twarzy i uszu, i  kręcących się na niedostrzegalnej karuzeli w powietrzu. Zatrzymaj raczej ten taniec, zalep uszy. Błotem czy trawą- to nie ma znaczenia. Wystrzegaj się wody, zwieść Cię może jak lustro, jako portal do przejścia w ucieczkę, w kłamliwe odbicie, którego potrzebuje Twój najcenniejszy (samozwańczo) Kapitol- głowa. Kiedy rozlegnie się szloch, który musi nadejść i nadejdzie, poznasz,że jest po zapachu zwierząt, jakie choć tego nie zauważysz, ani nie usłyszysz, jak dotąd się to działo, to poznasz, że są ich mokre ciała, jakie wyjdą na Twój szloch z bezcennej im wody- do której zmierzały od tygodni. I bez żalu się zbiegną. Bo będzie to skowyt  i lament, i  szloch, tak mocny,że przybiegną jak to się dzieje, gdy wraca samiec- ich wódz, zraniony, ale silny, bo takim musi być ten,  kto pomimo bólu zbiera w sobie siły,by donośnie skowyczeć.
Nie powstrzymuj-to zbyteczne, drgania ciała, z którego wyjdzie, to, co dotąd jak larwa czekało, by wyjść, i uwolnić leczoną zwierzynę.
To wszystko się zdarzy, a po tym, ani czas, ani miejsce nie będzie dla Ciebie miało krzty znaczenia, gdy dotrwasz do końca, gdy to się wykona złuszczy się z Ciebie to wszystko, co ręką swą przygotowałaś, zrobiłaś i będzie świt i na powrót widzenie, ale nic już nie będzie dla Ciebie tęsknotą, ani pragnieniem, ani biegiem. Będziesz szła wolno i każdy krok oddawać będzie Tobie Twój sens i znaczenie. Nie będzie wtedy lęku, ani tęsknoty, ani poszukiwania tego, czego znaleźć nie sposób bez obumierania. 

Komentarze

Popularne posty